PROCES I EGZEKUCJA ZBRODNIARZY Z OBOZU STUTTHOF W 1946 ROKU
< Poprzednie | Następne > |
PROCES I EGZEKUCJA ZBRODNIARZY Z OBOZU STUTTHOF W 1946 ROKU. Proces piętnastu członków załogi Konzentrationslager (KL) Stutthof, ujętych pomiędzy majem a listopadem 1945, odbył się w Gdańsku przed Specjalnym Sądem Karnym (SSK) między 25 IV a 31 V 1946. Z polecenia Ministerstwa Sprawiedliwości, wydanego 16 V 1945, SSK został zorganizowany przez dr. Józefa Tarczewskiego, adwokata i specjalistę w zakresie prawa karnego i cywilnego, późniejszego kierownika tej instytucji. Głównym oskarżycielem był kierownik Nadzoru Prokuratorskiego i Sądownictwa Specjalnego z Warszawy Adolf Dąb, drugim – szef Prokuratury SSK w Gdańsku Stanisław Stachurski, zarazem autor aktu oskarżenia. Funkcję ławników pełnili Tadeusz Tylewski oraz redaktor warszawskiego „Wieczoru” Józef Iżycki. Oskarżonych sądzono – za znęcanie się nad więźniami obozu i spowodowanie śmierci wielu z nich – na podstawie dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 31 VIII 1944 „O wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami wojennymi oraz dla zdrajców Narodu Polskiego” (w lutym 1946 na tej samej podstawie prawnej toczyła się sprawa przeciwko biskupowi Karolowi Marii Splettowi). Proces został starannie przygotowany i był nadzorowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości, wszystkie akta przekazano nadzorowi prokuratorskiemu w Warszawie. Rozprawa odbyła się w siedzibie SSK w gmachu Sądu Okręgowego w Gdańsku przy ul. Nowy Świat 28 (obecnie ul. Nowe Ogrody). Miała charakter otwarty, bilety na podstawie pisemnego wniosku wydawano 18, 19, 23 i 24 kwietnia w sekretariacie SSK. Oskarżonych przewożono na salę rozpraw codziennie o 8.30 z Aresztu Śledczego przy ul. Kurkowej. Wszyscy do ostatniego dnia przed ogłoszeniem wyroku pracowali w warsztatach na terenie aresztu: kobiety w pralni lub szwalni, mężczyźni w warsztatach krawieckim i szewskim.
Na kilka dni przed rozpoczęciem procesu w „Dzienniku Bałtyckim” przestrzegano przed zbyt łagodnym wymiarem kary: „Proces trzynastu zbrodniarzy ze Stutthofu, którzy stracili przez swe zbrodnie prawo do człowieczeństwa, budzi rzecz zrozumiała ogromne zainteresowanie. Stanie się jeszcze jednym z dowodów zbrodniczości niemieckiej i będzie ostrzeżeniem dla wszystkich ckliwych «humanitarystów» krajowych i zagranicznych, aby jednak zdali sobie sprawę, czego Niemcy są warci i jakie zbrodnie potrafią popełnić”. W gorącej atmosferze co najmniej jedenastu gdańskich adwokatów odmówiło pełnienia funkcji obrońców podsądnych, a po ogłoszeniu wyroku niektórzy z nich wnioskowali o złagodzenie kary.
Sąd wezwał do stawienia się w roli świadków 42 osoby, głównie więźniów obozu Stutthof. Jako dowód w sprawie wykorzystano również pamiętnik Alda Coradella, byłego konsula włoskiego w II Wolnym Mieście Gdańsku, spisany w trakcie pobytu w obozie (unikatowy, sześćdziesięciostronicowy opis struktury obozu, metod traktowania i uśmiercania więźniów oraz warunków życia w KL Stutthof). Do SSK pisemne relacje przesyłali też byli więźniowie Stutthofu. 29 V 1946 na terenie obozu odbyła się wizja lokalna z udziałem sądu, oskarżonych i dziennikarzy. Na teren obozu podsądnych (parami, w kajdankach) wprowadzała służba więzienna. Przed kamerami opowiedzieli oni między innymi o funkcjonowaniu komory gazowej oraz obozowego szpitala.
Kiedy oskarżeni składali zeznania w Gdańsku, w Norymberdze sądzono głównych zbrodniarzy nazistowskich. Sprawa KL Stutthof nie znalazła się w aktach oskarżenia żadnego z dwunastu tamtejszych procesów, ale na koniec gdańskiego przewodu sądowego do akt sprawy włączono dwa artykuły ze statutu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze: pierwszy – mówiący, że działanie na rozkaz nie zwalnia oskarżonego od odpowiedzialności, i drugi – dający prawo sygnatariuszom Trybunału do osądzenia i ukarania członków nazistowskich organizacji (Polska przystąpiła do Trybunału w październiku 1945 roku). Kończąc mowę oskarżycielską, prokurator Adolf Dąb oświadczył: „Jeżeli oskarżonych uznacie winnymi, to sądźcie ich tak, jak się sądzi zbrodniarzy przeciwko ludzkości. Słońce powinno zgasnąć dla tych, którzy przez lata całe innym na ziemi piekło zgotowali”.
Prasa lokalna („Dziennik Bałtycki”) oraz ogólnopolska („Przekrój”) szczegółowo relacjonowała przebieg kolejnych dni procesu, publikując obszernie zarówno zeznania świadków, jak i oskarżonych. Wraz z ujawnianiem nowych faktów w przewodzie sądowym przedstawiano drastyczne opisy zbrodni popełnionych na terenie obozu, metod uśmiercania i znęcania się nad więźniami.
Wyrok, ogłoszony 1 VI 1946 w obecności polskich i zagranicznych reporterów oraz publiczności, transmitowany był przez Polskie Radio (mikrofony radiowe zainstalowano w sali sądowej w ostatnim dniu procesu). Na karę śmierci skazano pięć kobiet i sześciu mężczyzn: SS-Oberscharführera Johanna Paulsa, nadzorczynie: Gerdę Steinhoff, Wandę Klaff, Jenny-Wandę Barkmann, Ewę Paradies, Elisabeth Becker, a także więźniów funkcyjnych (kapo): Józefa Reitera, Wacława Kozłowskiego, Jana Breita, Franciszka Szopińskiego i Tadeusza Kopczyńskiego. Dwie osoby otrzymały kary więzienia: Kazimierz Kowalski (trzy lata) oraz Erna Beilhardt (pięć lat), dwie zostały uniewinnione: Aleksy Duzdal i Jan Preiss. W wypadku Elisabeth Becker sąd dopuścił możliwość zamiany kary śmierci na piętnaście lat więzienia, jednak prezydent RP Bolesław Bierut odrzucił wniosek w tej sprawie, nie skorzystał też z prawa łaski wobec pozostałych skazanych.
Egzekucja odbyła się 4 VII 1946 na Stolzenbergu (Wysoka Góra) na Chełmie, przy ul. Pohulanka. Dzień ten wiele zakładów ogłosiło dniem wolnym lub zakończyło pracę wcześniej. Na miejscu zgromadziło się kilkadziesiąt tysięcy widzów (tłum zajmował teren aż po obecną al. Armii Krajowej), przybyły rodziny wraz z dziećmi. W gorący dzień panowała atmosfera festynu, na placu sprzedawano piwo. Władze Gdańska uruchomiły dodatkowe autobusy, a przedsiębiorstwa przewoziły swoich pracowników ciężarówkami – mimo to wielu chętnym nie udało się dotrzeć na miejsce.
Egzekucja rozpoczęła się o godzinie 17: 00, gdy kolumna jedenastu samochodów ciężarowych ulicami Strzelecką i Pohulanka zajechała pod ustawione wcześniej szubienice. Cztery z nich, skrajne, w kształcie litery T, miały po dwa powrozy, a środkowa (piąta), o dwóch bocznych podpórkach, trzy powrozy. Skazańcy, z zawiązanymi z tyłu rękoma, siedzieli na wysokich drewnianych stołkach, ustawionych na podestach ciężarówek, które wykorzystano jako zapadnie. Funkcję katów pełnili ubrani w obozowe pasiaki byli więźniowie ze Stutthofu lub członkowie ich rodzin, którzy założyli pętle na szyje skazanych. Występując w roli katów, zrezygnowali z prawa nałożenia masek, ich personaliów jednak oficjalnie nie ujawniano. Przed odczytaniem wyroku ze skazanymi rozmawiali duchowni polski katolicki i niemiecki ewangelicki (odszukany i zatrzymany kilka dni wcześniej w Sopocie), następnie na znak prokuratora zostały uruchomione silniki ciężarówek. Kiedy jedno z aut nie ruszyło, znajdująca się wśród egzekutorów kobieta zepchnęła skazaną z platformy. Obecny na miejscu oddział żołnierzy wystrzelił w niebo serię salw, a wśród zgromadzonych zapanowała dramatyczna euforia, wznoszono okrzyki „za naszych mężów i nasze dzieci!”. Ciała spadały z niedużej wysokości, agonia każdego ze skazanych trwała od kilku do kilkunastu minut. Gdy zakończono egzekucję, tłum ruszył do wiszących, kopiąc martwe ciała, ściągając z nich ubranie i buty, odcinając guziki, kłócono się o fragmenty szubienicznych sznurów. O godzinie 18:00 martwe ciała, traktowane jako bezimienne, przewieziono do Katedry Anatomii i Neurobiologii Akademii Lekarskiej w Gdańsku, w październiku 1946 posłużyły studentom Wydziału Lekarskiego do zajęć z anatomii.
Po wydarzeniach w Gdańsku na łamach polskiej prasy rozgorzała dyskusja dotycząca publicznych egzekucji. W środowisku polskich intelektualistów dominowały głosy krytyki, podkreślające ich demoralizujący wpływ. Przeciwko egzekucjom wypowiadali się publicyści Adam Kryński („Tygodnik Powszechny”) i Jan Kott („Przekrój”), socjolog Stanisław Ossowski oraz pisarka Ewa Szelburg-Zarembina. Po głosach krytyki we wrześniu 1946 roku na łamach „Przekroju” i „Ilustrowanego Kuriera Polskiego” minister sprawiedliwości Henryk Świątkowski potępił publiczne wykonywanie kary śmierci. Zachowanie tłumów podczas gdańskiej egzekucji oraz drastyczność sytuacji wpłynęły na podjęcie przez władzę decyzji o zaniechaniu tego typu widowisk. Ostatnia publiczna egzekucja odbyła się ponad dwa tygodnie później, 21 VII 1946 – wykonano ją na Arthurze Greiserze, namiestniku Rzeszy w Kraju Warty.
W 1947 przed Sądem Okręgowym w Gdańsku odbyły się jeszcze trzy przewody sądowe przeciwko nazistowskim oprawcom. Zapadło w nich 69 wyroków, w dziesięciu wypadkach orzeczono karę śmierci. W 1948 Najwyższy Trybunał Narodowy w Gdańsku (następca SSK) orzekł karę śmierci wobec gauleitera Alberta Forstera.
W miejscu egzekucji z 1946 stoją obecnie bloki mieszkalne przedsiębiorstwa deweloperskiego PB Górski (ul. Pohulanka nr 6–10).